Przed kilku dniami tragikomiczny proces rozwodowy toczył się przed sądem w Londynie. Oto miss Retty skarżyła swego męża, dyr. banku, który wedle jej opowiadania okazał się Otellem najgorszego gatunku. Zazdrosny jej mąż nigdy i nigdzie nie czuł się bezpiecznym przed swoimi rywalami, podejrzewając żonę o uprawianie z nimi flirtu i romansów. Gdy opuszczał mieszkanie, zmykał w nim żonę na klucz, poczem na drzwiach wchodowych naklejał plastry płócienne i bibułki, aby przekonać się następnie, czy też drzwi były otwierane. Po powrocie do domu nawet przez szkło powiększające badał poszdzki w pokojach, czy na nich nie znajdzie jakichś podejrzanych śladów.
Wreszcie i ta przezorność nie była dla niego wystarczająca. To też, wychodząc z domu, zaopatrywał drzwi pieczątkami z laku, a wróciwszy z banku badał nawet, czy specjalnie zrobiona pieczątka należycie przylegała do przedtem uskutecznionego wyciśnięcia.
Żona, która prawie przez dwa lata znosiła takie męczarnie przy zamkniętych drzwiach pod pieczątkami, ostatecznie miała już tego dosyć, a wyrwawszy się razu pewnego z tych więzów, po wniesieniu skargo, otrzymała rozwód.