Walka obłąkanych z dozorcami.
Podczas pożaru, który miał miejsce niedawno w oddziale dla obłąkanych więźniów Stanu nowojorskiego, rozegrały się straszne sceny, Zakład ten leży na wyspie Ward i składa się z całego szeregu pawilonów, z których trzy padły ofiarą płomieni. Wszystkie cele były w myśl przepsów dokładnie zamknięte na zamki i kłódki, a ponieważ także okna były opatrzone silnymi kratami, niemieli mieszkancy tych cel żadnej możliwości ratunku, Na nieszczęście mieściły się właśnie w tych trzech pawilonach oddziały furiatów, tzw.
Najgorszego gatunku szaleńców. Gdy pożar zaczął się rozszerzać, zamienili się prawie w dziki zwierzęta ze strachu i przerażenia. Gdy dozorcy po kolei otwierali cele, szaleńcy uwolnieni rzucili się na swoich zbawców i wśród morza płomieni musiano walczyć z dymem w przepełnionych kurytarzach ażeby wyjących dziko furiatów wprowadzić z palącego się budynku. Wskutek tych walk nie udało się otworzyć wszystkich cel i ze 150 pacjentów 22 spaliło się żywcem. Resztę uratowano. Oprócz tego zginęły w płomieniach trzy pielęgniarki z personelu szpitala.
Podczas gdy wtych pawilonach odgrywały się te mrożące krew w żyłach sceny, wytrącił pożar także przebywających w innych pawilonach szaleńców, w liczbie 1800 zupełnie z równowagi, i tylko z trudem udało się personelowi opanować sytuację. Okazało się podczas pożaru, że przybory do gaszenia nie były w porządku na wyspie wskutek czego w zakładzie dla obłąkanych i wszystkie trzy pawilony spłonęły. Z Nowego Jorku straż pożarna nie mogła przybyć na ratunek, gdyż pro, który stanowi jedyne połączenie z wysepką, okazał się za mały.