Są ludzie którzy wolą cyrk niż teatry, koncert, lub inną produkcyjną artystyczną. Ja do takich należe. Lubię akrobatów w smokingach i barwach egzotycznych kostjumach, lśniących tysiącem pełysków w świetle lamp elektrycznych, lubię czaręwników chińskich i siłaczy tureckich- zachwycają mnie produkcje grzecznych i potnych lwów, siadających na krzesłach i porykujących w taktbata poskramiacza. Lubię konie obwieszone dzwoneczkami a tańczące mazura- podziwiam woltyżerki, skaczące przez obręcze barwne- wolę shimy, tańczone przez poczciwego misia cyrkowego, niż wymęczone na Sali balowej lub nauczyciela tańców modnych. Korytarze stajen cykrowych są dla mnie zaczarowaną krainą, a zapach stajenny niema sobie w świecie równego.
Może dlatego, że jesteśmy po części tylko dużymi dziećmi? Gdyby tak było! Bo zapytacie małego chłopca, jak sobie raj wyobraża? Odpowie z pewnością, że widzi w nim pajaców malowanych dużo- dużo koni i jeźdźców łowiących czerwonoskórych wojowników na lasso.
A dlaczego właśnie dziecko lubi cyrk? Dlatego, że tam błazem mocuje się z atelitą, że trener z dzikiego zachodu zwycięsko walczy z dzikim wojownikiem z pomalowaną twarzą i groźnym tomakawkiem za pasem- że wreszcie lew ryczący na dobry sposób może pożreć pogromcę. Dziecko śni i marzy o czynach, o przygodach niebezpiecznych.
Im człowiek robi się starszy, tem więcej unika „ruchu który psuje linję”, jak mówi Baudelaire. Prowadzi życie spokojne i przestaje skakać do tramwaju w czasie jazdy. Pragnie czynów jednak drzemie i od czasu do czasu budzi się- domagając się zaspokojenia. Idzie więc do cyrku- spojrzeć na hałasujących, wymalowanych błaznów, wyczyniających skoki karkołomne na arenie.
Ogniś, gdy lud grzeszny chciał zmyć swe grzechy, wypędził na pustynie kozła. Kozioł ten wierzeniu ludu zabierał ze sobą wszystkie grzechy i ginął razem z niemi na pustyni. W oczach moich- te amazonki cyrkowe, linoskoczki, akrobaci i jeżdżący karkołomni są takimi kozłami ofiarnymi naszego wrodzonego tchórzostwa. Realizują oni za nas pragnienie czynu i niebezpieczeństw, którego nie możemy a często boimy się zaspokoić. Realizują oni porywy naszej instancji, której wodze musieliśmy hamować w naszem codziennem uporządkowaniem życiu. Narażają się za nas ni nastawiają karku, a my patrząc na nich z wygodnej loży- przeżywamy emocje i mamy sposobność przez chwil kilka choć w myśli siebie stawić w ich roli.
Gdybym miał odrodzić się po śmierci w nowej jakiejś inkarnacji, chciałbym wrócić na świat akrobatą albo linoskoczkiem. Nie zazdroszczę bohaterem scenicznym oklasków i braw- ale słysząc huragan aplzuzów, nawiedza mnie melancholia, której towarzyszy uczucie chybionej egzystencji- niespełnionych marzeń. Nie potrafię wykonaą najłatwiejszego skoku- nie umiem żonglować nawet okruszkami chleba, a stojąc na krześle dostaje zawrotu głowy.
Mimo to przeżywam to samo uczucie głuchego buntu, który Lemaitre analizuje swym „Don Juan Intime” gdy dowiadywał się zanurz pójść do jakiejś młodej dziewczyny odczuwał to jako osobistą krzywdę wydawał mi się bowiem że każdą z tych dziewczyn i jemu kradziono.
Zaręczam wam sławni akrobaci i Kochane tancerki woltyżerki, że gdybym tylko był chciał- mojemi byłyby oklaski, jakie zapytać się co wieczora, czuję to w głębi duszy..
Zadowolenie osobiste większe jest i czyściejsze niejako u cyrkowca niż u śpiewaka, aktora lub muzyka. Cyrkowiec osiągnięte sukcesy zawdzięczasz samemu sobie- Tamci dzielić niemal muszą się z autorami. Ale wyraźnie jakie odnosi publiczność? Produkcję cyrkowe są niespodzianką i wywołują podziw i zdumienie. Zmysły nasze odbierają wydarzenia a rozum je odbiera. Uczucie pozostaje na boku w teatrze- na koncercie wreszcie w kinie jest inaczej. Suma tych wyrażeń działa wyłącznie na uczucie. Pierwiastki sceniczne tkwią w życiu- zaczerpnięte są z dziedziny która daje boleść lub radość życia. Widz żąda nawet by artysta przeżywał to co odtwarza. Zamiast przenieść nas w strefę wydarzeń nadludzkich i nieziemskich, teatr każe nam żyć życiem ziemskim- przeżywać wrażenia życia codziennego.
Inaczej scenka „rozmaitości”. „vapiere”. Usiłuje ono wprowadzić nas w sfere „niemożliweści” w świat fantazji. Panuje tam ład i porządek. Nawet słoń tańczący z gracją baletnicy a pznowie we trąku i z monoklęm, produkując się na drążkach i w śmiertelnych skokach przygrywają sobie do taktu na mandolinie. Inni podnoszą w zębach aaaaaa na małym palcu wiedzają sobie cała liczną rodzinę. Prestidigitatorzy robią z wody wino a spirytus pompują z nosa uproszonego na scenę widza. Dotychczas tylko nie zdarzyło mi się widzieć biblijnego wielbłąda przechodzącego przez uszko od igły. Ale cierpliwości- przyjdzie i to.
Poeci i filozofowie- żonglowanie słowami i myślami to żadna sztuka. Robić to talerzami choćby- o wiele jest zabawniejsze.
Chciałbym być jednym z grona tych karzełków, którzy nie znają praw ciężkości i rozumu- chciałabym z boską woltyżerką w różocym trykocie skoczyć przez obręcz w świat fantazji. Dlategoż los nie dał mi żyć życiem wielkorakiem? Jedno pędziłbym na koniu w równiach Ameryki, drugie na grzbiecie słonia w indyjskiej dżungli, trzecie w pustyni między garbie wielbłąda, w pogoni za złudą fatamorgany.
1267
poniedziałek 18 sierpień, 1924
Zostaw komentarz